Zima, zima zima. Co to za zima bez wilczych tropów? Nie sądziłam, że tak bardzo zatęsknię za leśną drogą. Samotną wędrówką, podążaniem za białą wilczą stopą. Mróz, ciężkie ubrania i wszelka niewygoda teraz wydają się być oczywistą przyjemnością.
Banał. Czasem trzeba uciec kilka tysięcy km, zatęsknić. Temuulel.
Ostatni raz trafiłam na wilcze tropy, zupełnie ich nie szukając. W Bieszczadach. Właściwie to śpieszyłam się, chciałam jak najszybciej dojść w konkretne miejsce. Najpierw zgubiłam nóż, potem kij a potem …się. Na pocieszenie na swojej ścieżce znalazłam piękne świeże tropy. Potem doszłam tam gdzie dojść miałam, trochę bardziej mokra i spóźniona, zabłocona.
Innym razem było podobnie. Sobibór. Znowu się śpieszyłam, chciałam jak najszybciej dość do samochodu i wrócić do mieszkania. Moje skróty trochę się wydłużyły, no i znalazłam świeży wilczy trop. Po przejściu przez zrąb, kawałek lasu i zamarzniętej brzeziny bagiennej…trop się zatarł, a ja znalazłam drogę do samochodu. Chyba wolałabym pójść dalej.
No comments:
Post a Comment